Mieszkaj w kraju i dbaj o wierność (Ps. 37,3)
Autor: past. Michał Hydzik
Najczęstszym argumentem uzasadniającym takie postępowanie jest ponoć brak pracy w kraju. Ale czy naprawdę tak jest? Czy rzeczywiście ktoś, kto chce pracować w Polsce a przy tym być z rodziną nie ma tu żadnych możliwości zarobkowania?
Nie jestem ekspertem od spraw zatrudnienia, ale kierując budową i remontem w dwóch zborach, na co dzień doświadczam, jak trudno jest zaangażować odpowiedniego fachowca, bo wyjechał za granicę. Niedawno słyszałem jak ktoś powiedział, że w ostatnim czasie diabeł wynalazł nieznaną w przeszłości, ultra nowoczesną broń do walki z małżeństwami i rodzinami. Tym supernowoczesnym narzędziem, rozluźniającym więzy małżeńskie, powodującym krzywdy nie do naprawienia jest pęd do wyjazdów zarobkowych. Zdumiewające, że jedni, a jest ich znakomita większość potrafią poradzić sobie w zaistniałych okolicznościach i pozostają w kraju by być z rodziną a inni decydują się na tak ogromne ryzyko. Cena jaką niektórzy za ten czyn płacą jest niewspółmiernie większa niż materialne zyski. Zauważa się bowiem, że pokłosiem opuszczenia rodziny z reguły jest rozluźnienie więzów małżeńskich, rozwody, utrata dzieci, przyjaciół a czasem i wiary.
Zastanawiam się więc, czy rzeczywiście warto kłaść na ołtarzu tak wiele, za tak niewiele. Bo czyż poprawa statusu materialnego jest tu najważniejsza? Na podstawie i praktyki i Biblii dochodzę do wniosku, że nie. Analizując pod tym względem Biblię, nie można nie zauważyć trudnych przeżyć tych, którzy decydowali się na emigrację tylko po to, aby poprawić sobie warunki materialne.
Jednym z pierwszych, który doświadczył goryczy takiej decyzji był niewątpliwie patriarcha Abraham. Po przybyciu do wyznaczonej mu przez Boga ziemi, przeżył trudne chwile z powodu nastania głodu (1 Mojż. 12,10). Odnosi się wrażenie, że Abraham bez pytania o wolę Bożą "udał się do Egiptu". Celem tej wyprawy było „aby mi się dobrze wiodło" (w. 13). Na skutki tej decyzji nie trzeba było długo czekać. Abraham zachował się nieprzykładnie wobec swojej żony Sary, nakłaniając ją do mówienia półprawdy „mów więc, że jesteś moją siostrą" choć przecież była i jego żoną. A nadto, za cenę wzbogacenia się o mało jej nie stracił. Wyłącznie Bożej interwencji zawdzięczał odzyskanie jej. Kolejnym przykładem niech będzie jego syn Izaak, który także z powodu złych warunków bytowych gdy „nastał głód" (1 Mojż. 26,1) udał się do Geraru kraju Filistynów. Historia się powtórzyła. Również jego małżeństwo znalazło się w ostrym kryzysie. Prawdą jest, że się wzbogacił, stał się zamożny, ale czy cena nie była za wysoka (w. 12-14)? Również całą tragedię rodziny Noemi z Betlejem przypisać można pochopnej decyzji opuszczenia kraju gdy nastał w nim kryzys gospodarczy (Rut. 1,1).
Na podstawie moich osobistych obserwacji i rozmów z pozostawionymi rodzinami wywnioskować można, że źle - zwłaszcza dzieci - znoszą konieczność pozostawania w samotności. A pustki po nieobecnych nie wypełnią ani telefony, ani e-maile. Jestem coraz bardziej przekonany, że racja jest po stronie tych, którzy wolą przysłowiową kromkę suchego chleba spożywaną w domu z rodziną, niż zarobkowanie za granicą. Biorąc powyższe pod uwagę, uważam, że trzeba każdorazowo dobrze się zastanowić zanim podejmie się decyzję o wyjeździe, bo jakże łatwo można stracić to, co się ma, nie zyskując w zamian nic. To, że postępują tak inni wokół nas, nie jest żadnym argumentem. Jako wierzący mamy przecież możliwość jakiej oni nie mają. Możliwością tą jest modlitwa i zaufanie Panu, wszak Wszechmogący przywołuje do istnienia to czego nie ma.
Mamy wiele dowodów i w naszych zborach, że Bóg wysłuchał modlitwy tych, którzy prosili Go o pracę. Dzięki temu zaoszczędzili swoim rodzinom goryczy rozstania, nie stracili duchowo, dalej służą Panu w zborze, a przy tym nie cierpią głodu. Niech te pozytywne przykłady staną się zachętą do naśladowania.